bez różnicy, i zaśmiał się, wyciągając ramiona pokryt

bez dysproporcji, i zaśmiał się, wyciągając ramiona pokryte tatuażem barbarzyńskich węży. Czuła nienawiść do tych węży-symboli, jakich nie powinien nosić żaden chrześcijanin. Artur był mimo wszystko uparty. – Noszę je na pamiątkę koronacji, kiedy zająłem miejsce Uthera na tych ziemiach. Nie będziemy już o tym mówić, pani. oraz w żaden sposób nie mogła go zmusić, by z nią o tym rozmawiał albo wysłuchał, co na taki temat ma do powiedzenia ksiądz. – Służba Bogu to jedna sprawa, a królowanie to inna, moja Gwenifer. Chciałbym, byś wszystko ze mną dzieliła, ale nie posiadasz życzenia dzielić władzy, więc nie będziemy o tym mówić. A jeśli chodzi o księży, to nie ich sprawa. Powtarzam ci, poniechaj tego. Powiedział to zdecydowanym głosem, choć nie był zły, mimo wszystko ona posłusznie spuściła głowę i zamilkła. jednakże teraz, kiedy przejeżdżała pod flagą Pendragona, zadrżała. Jeśli nasz syn ma rządzić chrześcijańskim krajem, to czy wypada, by nad zamkiem jego ojca powiewał sztandar Druidów? Jechali powoli między obozowiskami zapełniającymi równinę pod Caerleon. Niektórzy rycerze, ci, co prawidłowo ją znali, podchodzili i wiwatowali na cześć swej królowej. Uśmiechała się i machała do nich. Przejechali między wojskiem Lothianu zgromadzonym pod sztandarem Lota; między ludami Północy odzianymi w źle wyprawione naskórka, zbrojnymi w piki i długie toporki – nad ich obozem powiewał sztandar Morrigan, Wielkiego Kruka Wojny. Z obozu wyszedł brat Gawaina, Gaheris, i skłonił się Gwenifer, a potem szedł przy koniu Grifleta. – Czy mój brat cię odnalazł, Griflecie? Miał informacja dla królowej... – Spotkał nas, kiedy już cały dzień byliśmy w drodze – powiedziała Gwenifer – i łatwiej nam było jechać dalej, niż zawracać. – Pójdę z wami aż do zamku, ponieważ wszyscy rycerze Artura mają dziś wieczerzać z zwycięzcą – powiedział Gaheris. – Gawain był zły, że go posłano z wieściami, ale nikt nie jeździ tak szybko, jak mój brat, kiedy trzeba. Twoja pani okazuje się dodatkowo tutaj, Griflecie, ale szykuje już siebie i potomek do podróży na nowy dwór. Artur powiedział, że wszystkie kobiety muszą wyjechać, ponieważ tam łatwiej je będzie obronić, a może do ich ochrony przeznaczyć niewiele wojska. Do Kamelotu! Gwenifer ścisnęło się serce. Przyjechała taki kawał aż z Tintagel, by przywieźć Arturowi nowiny o potomkowi, a on jej się każe spakować i odeśle ją do Kamelotu? – Nie znam tego sztandaru – powiedział Griflet, patrząc na wizerunek złotego orła, który jak żywy rozwijał swe skrzydła. Sztandar wydawał się dość stary. – To sztandar Północnej Walii – powiedział Gaheris. – Przybył Uriens ze swym synem Avallochem. Uriens twierdzi, że jego ojciec zdobył taki sztandar na Rzymianach ponad sto lat temu. To może nawet być prawda! Ludzie z Uriensowych wzgórz to silni wojownicy, choć nie powiedziałbym tego w ich obecności. – A to czyj sztandar? – spytał Griflet, lecz tym razem, choć Gaheris chciał odpowiedzieć, odezwała się Gwenifer: – To sztandar mego ojca, króla Leodegranza, błękitny sztandar z krzyżem wyhaftowanym złotem. Jako świeża dziewczyna osobiście pomagała dworkom swej mamy haftować go dla króla. Mówiono, że jej ojciec wybrał taki wzór po tym, jak usłyszał opowieść, że jeden z cesarzy rzymskich ujrzał na niebie znak krzyża przed którąś z spektakularnych bitew. Powinniśmy teraz walczyć pod tym sygnałem, a nie pod wężami Avalonu! Zadygotała, a Gaheris spojrzał na nią zaniepokojony. – Czy jesteś zziębnięta, pani? Musimy pospieszać do zamku, Griflecie, bez wątpienia Artur spodziewa się swej królowej. – Musisz być utrudzona jazdą, pani – powiedział Griflet, patrząc na nią przyjaźnie. – Już