właśnie poddany będzie próbie starego rytuału. Jeśli p

właśnie poddany powinno próbie starego rytuału. Jeśli przejdzie przez tę próbę, co do pewnego stopnia jest zależne od mocy, z jaką Łowczyni zaczaruje jelenie, pozostanie obwołany królem Ogierem, Rogatym Panem, towarzyszem Dziewicy Łowczyni, powinno ukoronowany rogami Boga. Morgiano, wiele lat temu powiedziałam ci, że twoje dziewictwo należy do Bogini. obecnie ona go żąda, w ofierze Rogatemu Bogu. Ty będziesz Dziewicą Łowczynią i oblubienicą Rogatego Pana. Zostałaś wybrana do tego zadania. W pomieszczenia było bardzo cicho, jakby znów stały w środku rytualnego kręgu. Morgiana nie śmiała przerwać owej ciszy. w końcu wiedząc, że Viviana czeka, aż wyrazi zgodę – jak to ona powiedziała, tak dawno temu? To nazbyt wielki ciężar, by brać go na siebie mimo swojej woli? – skinęła głową. – Moje ciało i moja dusza przynależą do Niej, by uczyniła z nimi wedle swej woli – szepnęła. – A twoja wola jest Jej preferują, Matko. Niech się tak stanie. 15 Odkąd tu przybyła, Morgiana opuściła Avalon jedynie dwa albo trzy razy, a były to zaledwie krótkie podróże w najbliższe sąsiedztwo, na wybrzeża Morza dekady, gdzie uczyła się rozpoznawać miejsca, które mimo upływu momentu utrzymały non stop swą dawną moc. obecnie okres i przestrzeń nie miały dla niej znaczenia. Zabrano ją z wyspy o świcie, w ciszy, dokładnie otuloną i przysłoniętą welonem, by żadne niepożądane oko nie mogło ujrzeć poświęconej osoby. Niesiono ją w zamkniętej lektyce, aby nawet słońce nie padało na jej twarz. Zanim minął dzień owej podróży ze Świętej Wyspy, straciła zupełnie rachubę momentu, miejsca i odległości. Zagłębiona w medytacji, niejasno świadoma tego, że zaczyna wpadać w magiczny trans. Był okres, że walczyła z nadejściem tego ekstatycznego stanu. obecnie witała go z radością, otwierając własny umysł na Boginię, wzywając Boginię, by posiadła ją, użyła jej jako swego instrumentu, zawładnęła jej duszą i ciałem, tak aby we wszystkich swych czynach mogła być samą Boginią. Zapadła noc: przez zasłony lektyki przeświecał księżyc niemal w pełni. Kiedy biegacze zatrzymali się i wysiadła, poczuła, jak światło księżyca oblewa ją całą pocałunkiem Bogini. Poczuła słabość ogarniającego ją transu. Nie wiedziała, gdzie jest, i było jej wszystko jedno. Szła teraz tam, gdzie ją organizowano, bierna, pogrążona w transie, niewidząca. Wiedziała jedynie, że idzie na spotkanie swego przeznaczenia. Znalazła się w chacie, gdzie oddano ją w ręce obcej kobiety, która przyniosła jej chleb i miód, ale Morgiana nie tknęła posiłków. Nie chciała przerywać postu aż do momentu rytualnej wieczerzy. Wypiła tylko wodę z wielkim pragnieniem. było tam łoże, ułożone tak, że księżyc padał prosto na jej twarz. Kobieta podeszła, by zamknąć drewniane okiennice, ale Morgiana zatrzymała ją władczym gestem. poprzez większość nocy leżała pogrążona w transie, czując na sobie światło księżyca jak niewidzialny kontakt. w końcu zasnęła, ale płytko, budząc się, to znów drzemiąc, jak strudzony wędrowiec. Dziwne obrazy przewijały się przed jej oczyma: jej matka pochylająca się nad jasną główką tego małego intruza, Gwydiona, lecz jej miedziane włosy i mleczne biustu bardziej odpychały, niż zachęcały; widziała Vivianę, tylko że ona, Morgiana, była zwierzęciem ofiarnym, a Pani wiodła ją gdzieś na postronku. Usłyszała własny głos, mówiący: Nie musisz ciągnąć, sama idę. Widziała Raven krzyczącą bezdźwięcznie. potem duża rogata postać, pół ludzka, pół zwierzęca, nagle odsłoniła kotary przy wejściu do jej pomieszczenia i wtargnęła do środka. Obudziła się i usiadła na łożu, ale w komnacie nie było nikogo, z wyjątkiem światła księżyca i owej obcej kobiety śpiącej spokojnie u jej stóp. Położyła się znów i usnęła, tym razem głęboko i bez snów.