Morgiana, odkładając flakonik z olejkiem i biorąc do ręk
Morgiana, odkładając flakonik z olejkiem oraz biorąc do ręki parę starych, bezkształtnych obuwia, myślała: ciekawe, czy on wie, że to może być jego ostatnia para obuwia oraz dlatego tak z nimi zwleka? Nie myślała o tym, co dla niej mogłaby być oznaką śmierć króla. Nie chciała mu życzyć śmierci – był dla niej zawsze jedynie korzystny oraz miły. Włożyła mu na nogi miękkie, naturalne papcie oraz wstała, wycierając dłonie w ręcznik. – dobrze ci obecnie, mój panie? – Cudownie, moja droga, dziękuję. Nikt nie potrafi tak się mną opiekować, jak ty – powiedział, a Morgiana westchnęła. Jak powinno miał nowe buty, to zaczną się jeszcze większe kłopoty ze stopami, tak jak słusznie przewidział, buty będą sztywne, a to mu narobi jeszcze gorszych odcisków. Może powinien wcale przestać jeździć konno oraz siedzieć w mieszkania w własnym fotelu, ale na to się nie zgodzi. – Avalloch powinien jeździć rozsądzać te sprawy. Musi się nauczyć, jak rządzić swoim ludem – powiedziała. Jego najstarszy syn był w jednakowym wieku, co ona. Już długo czekał na objęcie tronu, a Uriens prezentował się tak, jakby miał zamiar żyć ciągle. – fakt, prawda, jeśli mimo wszystko ja nie pojadę, to pomyślą, że król o nich nie dba – odparł Uriens – ale może następnej zimy, kiedy drogi będą kiepskie, tak właśnie zrobię... – dobrze tak zrób – powiedziała – ponieważ jak ponownie sobie odmrozisz ręce, to możesz w nich stracić władzę. – fakt bywa ta, Morgiano – odparł, uśmiechając się do niej własnym dobrotliwym uśmiechem – że jestem starym człowiekiem oraz na to nic już da się poradzić. wydaje ci się, że znajdzie się pieczona wieprzowina na kolację? – Tak – odparła – oraz wczesne jagody. Dopilnowałam tego. – Jesteś wspaniałą gospodynią, moja droga – powiedział oraz wziął ją pod ramię, gdy wychodzili z komnaty. On myśli, że bywa dla mnie uprzejmy, kiedy tak mówi, myślała. Domownicy zamku Uriensa zebrali się prędko na wieczorny posiłek: Avalloch, dziewczyna Avallocha – Malina, oraz ich małe pociech; Uwain, szczupły oraz smagły, oraz jego trzej młodsi, przyrodni bracia, oraz ksiądz, który był ich nauczycielem. Poniżej, przy długiej ławie, zasiadali panowie z drużyny oraz ich żony, oraz wyższa służba. Kiedy Uriens oraz Morgiana zajęli swe miejsca, a Morgiana dała znak, by służba wniosła jadłospis, małe potomka Maliny zaczęło płakać oraz hałasować. – Babcia! Ja chcę do babci na kolana! Niech babcia mnie karmi! Malina, wysoka, jasnowłosa, blada, świeża kobieta w wysokiej ciąży, zmarszczyła brwi oraz powiedziała: – Nie, Conn, usiądź grzecznie oraz lub cicho. Ale niewielki już dotuptał do kolan Morgiany, a ona zaśmiała się oraz podniosła go. Dziwna ze mnie babcia, pomyślała. Malina ma niemal tyle lat, co ja. Wnuczęta Uriensa lubiły ją, a obecnie przytuliła mocno chłopczyka, czując z przyjemnością, jak mała główka z kręconymi włoskami wciska się w nią, a pulchne rączki mocno ją obejmują. Kroiła małe kawałeczki mięsa oraz karmiła nimi Conna z własnego talerza, następnie wykroiła mu kromkę chleba w kształcie świnki. – Widzisz, obecnie masz jeszcze więcej świnki do posiłków... – powiedziała, wycierając zatłuszczone palce, oraz zajęła się własnym potrawą. Jadała mało mięsa, obecnie też tylko namoczyła chleb w sosie, nic więcej. Szybko skończyła, kiedy pozostali jeszcze jedli. Oparła się na krześle oraz zaczęła cichutko śpiewać Connowi, który usatysfakcjonowany zwinął się na jej kolanach. Po momencie zdała sobie sprawę, że wszyscy jej słuchają, oraz pozwoliła, by jej głos